Jak to mówią, wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Nie myślałem, że będę tak tęsknił do mojego apartamentu na Niecpolu. Czyżbym się starzał?
Droga powrotna z Mazur była idealna - mały ruch, słońce świecące w tył auta - można było Renią pognać, oczywiście w granicach rozsądku. Jedna przykra rzecz podczas powrotu mi się przytrafiła - zjeżdżając z fordońskiego mostu na Wiśle strasznie się rozpadało. Nie mogłem bagaży z samochodu zabrać - uciekałem zaraz do domu - dobrze, że miałem w samochodzie parasol. Na szczęście ulewa trwała jakiś kwadrans.
Wczoraj jeszcze troszkę poleniuchowałem, a od dzisiaj czas zabrać się do roboty... Chociaż we wtorek wybywam na długi weekend, więc jakakolwiek edukacja odpada.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz