piątek, 26 marca 2010

3.24 Violetta, Duszpasterz i wizyta w Jaskini Lwa

Sam nie wiem od czego zacząć. Ostatni tydzień był bardzo bogaty w różne przeżycia. Zaczęło się od rekolekcji wielkopostnych. Wygłaszał je dla młodzieży naszej szkoły duszpasterz krakowskich środowisk akademickich. Zapowiadało się ciekawie... Ale na zapowiedziach się skończyło. Podczas nauk dowiedziałem się, że Bydgoszczanie są ludźmi dużej wiary, bo modlą się w dużych kościołach... Hmm ciekawe podejście – moja parafia mieści się w małym baraku, bo kościół się dopiero buduje, więc moja wiara wg duszpasterza też jest znikoma... Poza tym duchowny strasznie się dziwił, że w naszym pięknym mieście kobiety jeżdżą dużymi samochodami – stać je to jeżdżą, jak to skomentował jeden z moich wychowanków. Apogeum zostało osiągnięte, jak ksiądz zaczął opowiadać o ołówku stworzonym przez Boga, dla którego powinno liczyć się wnętrze... Chłopcy wtedy nie wytrzymali i grzecznie zwrócili uwagę, że to nie ten poziom i rekolekcje są dla szkoły średniej, a nie podstawówki... Poza tym częstotliwość przeskakiwania z tematu na temat też była niesamowita. Duszpasterz zmieniał temat średnio co 2-3 minuty... Skoro młodzież stwierdziła, że był to czas zmarnowany i woleliby spędzić go na lekcjach, to coś było nie tak.
Rekolekcje – niech zacytuję kolegę – dla mnie dno!
Po wątpliwej jakości naukach w czwartek udałem się do naszej opery. Tym razem była to La Traviata... Cytując innego kolegę – dla mnie bomba!
Był to jeden z najlepszych spektakli, jakie widziałem w swoim życiu. Oczywiście niezapomnianym będzie Traviata oglądana po raz pierwszy w Teatrze Wielkim w Warszawie, ale ten był majstersztykiem.
Solistka, która kreowała rolę Violetty - Victoria Vatutina – była nagradzana po swoich ariach gromkimi brawami, jej głos powodował, że po moim ciele co chwilę przechodziły ciarki. Poza tym świetna aktorsko. Zachwyceniu mojemu nie było końca... Alfredo – w tej roli Vasyl Grokholskyj – razem z Victorią tworzyli idealną parę... Do tego znakomita scenografia, stroje i w ogóle – cymes. Obejrzenie bydgoskiej La Traviaty było istną ucztą...
Niestety całą przyjemność obcowania ze Sztuką – tak, tak przez wielkie S – popsuł mi popołudniowy telefon od mojego szefa. Niby nic, a jednak. Po ostatnich doświadczeniach mam nauczkę, że gdy dzwoni do mnie szef, to nic miłego mnie nie czeka. Niestety nie odebrałem telefonu od niego, bo nie słyszałem jak to ustrojstwo dzwoniło. Oddzwoniłem po godzinie, ale szef był już nieuchwytny. Ania z kancelarii powiedziała mi, że jak tylko pojawię się w pracy na drugi dzień, to mam się do niego stawić... Hmm. Wizyty w Jaskini Lwa też z niczym dobrym mi się nie kojarzą.
Po tym telefonie ogarnęło mnie milion myśli, cóż złego znów zrobiłem... Jedyne sensowne wyjaśnienie chęci spotkania szefa ze mną, była sprawa odejścia ucznia ze szkoły na miesiąc przed jej końcem...
Dzisiaj cały w niepokoju udałem się do Jaskini Lwa. Dobry humor szefa spowodował, że wizyta była miła i uprzejma, a Król Lew łaskawy... I miałem rację, chodziło o to pacholę, które zrezygnowało ze szkoły w klasie maturalnej na miesiąc przed końcem szkoły i w dodatku nie potrafiło powiedzieć w jakiej szkole będzie naukę kontynuowało... Niech zacytuję: „Niestety nie znam szkoły, w jakiej będę się teraz uczył – wychowawca wie, co to za szkoła”. Cudnie.
Na szczęście tydzień roboczy dobiega końca i mam cichą nadzieję, że żadne niespodzianki mnie już nie spotkają.

piątek, 19 marca 2010

3.33 Agora

Są filmy, po przeczytaniu recenzji których biegniemy do kina, aby je zobaczyć. Tak samo było i tym razem. Przeczytałem recenzję "Agory" w reżyserii Alejandro Amenábar i byłem pewien, że muszę ten film zobaczyć.
Akcja "Agory" rozgrywa się w Egipcie w IV wieku naszej ery. Głównym bohaterem jest Davus (Max Minghella), niewolnik zakochany w swej pięknej pani, adeptce filozofii i astrologii z Aleksandrii - Hypatii (Rachel Weisz). Jest to czas wielkich przemian - rozwija się chrześcijaństwo. Podczas gdy Hypatia ze wszystkich sił stara się uratować od zapomnienia wiedzę starożytnego świata przed nową religią, Davus jest rozdarty pomiędzy miłością do swej pięknej pani a pragnieniem wolności, którą mogłoby mu zapewnić przejście na chrześcijaństwo.
"Agora" to przede wszystkim dzieło potępiające wszelkiego rodzaju fundamentalizmy, a składające pochwałę wiedzy i nauce. Akademicki przykład ogłupienia maluczkich poprzez jednostki rządne władzy i kontroli nad wszystkim co się dookoła nich dzieje.
Film w kilku krajach został zakazany, jako obrazoburczy... Nawet i u nas dystrybutor zastanawiał się czy wprowadzić go do repertuaru kin. A czymże sobie dzieło Amenábra na to zasłużyło? Otóż przedstawił, jak nowa religia - chrześcijaństwo - wkracza i burzy świat starożytny. Pokazał biskupa Aleksandrii - Cyryla, jako bezwzględnego podłego hipokrytę i sukinsyna, który nie cofnie się przed niczym, aby dopiąć swego, wykorzystując przy tym Słowo Boże. Biskup Cyryl jest jednym z Ojców Kościoła i świętym. Nie wiem, czy akurat ta postać powinna na to miano zasłużyć... Amenábar pokazuje cały mechanizm wykorzystywania ciemnoty pospólstwa i napięć społecznych przez nową religię... Ale najważniejsze jest to, aby iść i zobaczyć ten film nie jako atak na chrześcijaństwo, ale jako potępienie fundamentalizmu, tyranii, nietolerancji... a zarazem pochwałę nauki, wiedzy i humanizmu.







wtorek, 16 marca 2010

3.32 Braki

Zastanawiam się nad celem obsadzania stanowisk kierowniczych osobami niekompetentnymi... Wczoraj wicedyrektor zaproponował mi wzięcie zastępstw doraźnych za nieobecnego kolegę. Powiedział tylko tyle, że będą to cztery godziny w środę. Szczegóły miały być domówione dzisiaj.
Zgłosiłem się więc grzecznie na rozmowę do wicedyrektora, lecz ten skierował mnie do pani wicedyrektor, ponieważ ona zaczęła zajmować się sprawami zastępstw. Już zaczęło mnie po kościach łamać, że nie będzie to łatwa rozmowa. Pani wicedyrektor jest przemiłą osobą, ale całkowicie nienadającą się na to stanowisko... Komputer ją gryzie i w dodatku jest całkowicie niezorganizowana. Wszelkie informacje, które ma w obowiązku nam przekazać są wywieszane w ostatniej chwili i w dodatku z takimi błędami (np. logistycznymi), że aż strach w ogóle je czytać.
Rozmowa przebiegła w biegu w czasie przerwy, z której dowiedziałem się aż tyle, że mam śledzić zastępstwa na bieżąco.
Zastanawiam się, czy załatwienie tak sprawy, to jest brak szacunku do mnie jako do pracownika, przecież tych godzin mogłem w ogóle nie brać i mieliby duży problem, czy tez braku wcześniej wspomnianej przeze mnie zdolności organizacyjnych, czy też po prostu braku wiedzy jak takie problemy się rozwiązuje...
Od czasu rozmowy z panią wicedyrektor (a było to ok. godz. 10.40) sprawdzałem co godzinę zastępstwa. Informacja pojawiła się dopiero po godzinie 14.00. I wszystko byłoby ok. gdyby nie to, że pracuję w jeszcze jednej szkole. O ile środę udało mi się dogadać, to nie mam pojęcia co z piątkiem. Wicedyrektor wspominał o 4 godzinach w środy, ale dwie klasy mają przedmiot w wymiarze 2 godzin w tygodniu i te kolejne godziny przypadają w piątek. Aż boje się o to zapytać pani wicedyrektor, aby nie usłyszeć: "Proszę śledzić zastępstwa na bieżąco".
Wspomne tylko, że jak takie sprawy prowadził wicedyrektor, to na wstępnej rozmowie, a zarazem jedynej otrzymywałem już rozpiskę z moim zmienionym planem.

niedziela, 14 marca 2010

3.31 Menu na nadchodzący tydzień

To, że lubię gotować, to żadna tajemnica. Są tacy, którzy uważają, że robię to dobrze, a ja wiem, i tu będę nieskromny, że gotuję lepiej od mojej siostry. :D
Tak siedząc i oglądając telewizję, postanowiłem ułożyć sobie menu obiadowe na nadchodzący tydzień.

Poniedziałek - ze względu, że kończę dość późno pracę i będę zmęczony, będzie to danie, które przygotowuje się nie dłużej niż 20 minut.
Risotto z tuńczykiem i cukinią
Składniki
1 woreczek ryżu
1 cukinia
1 puszka tuńczyka w sosie własnym
oregano i pieprz do smaku
Ryż gotujemy 16 minut, pokrojoną w kostkę cukinię dusimy na patelni. Po ugotowaniu ryżu dodajemy go do cukinii, dodajemy tuńczyka oraz oregano i pieprz do smaku. Wszystko dusimy jeszcze jakąś minutę. I tyle.

Wtorek - kończę pracę wcześniej, to i obiad będzie ciekawszy...
Cannelloni z mięsem mielonym
Składniki
pudełko makaronu cannelloni
500 g mięsa mielonego
1 duża cebula
sos pomidorowy (ja używam przetartych pomidorów)
starty żółty ser
2 ząbki czosnku
1 jajko
sól i pieprz do smaku
Cebulę i czosnek obrać, drobno posiekać i podsmażyć na lekko podgrzanej na patelni oliwie. Dodać mięso mielone i smażyć 20 min. Zdjąć z ognia, dodać jajko i sos pomidorowy, tyle aby powstała jednolita masa. Doprawić do smaku przyprawami. Makaron cannelloni napełnić farszem i ułożyć w naczyniu żaroodpornym wcześniej wysmarowanym masłem. Na wierzchu wyłożyć sos beszamelowy i polać resztą sosu pomidorowego. Całość posypać startym serem. Zapiekać w piekarniku przez około 25-30 minut.
Sos beszamelowy
Składniki
2 łyżki masła lub margaryny
3-4 łyżki mąki
3/4 szklanki mleka
sól, pieprz
Na małym ogniu w garnuszku roztopić masło, dodać mąkę i wymieszać. Gdy masło połączy się z mąką, wlewać powoli zimne mleko i stale mieszając, gotować, aż sos zgęstnieje. Doprawić solą i pieprzem do smaku...

Środa - znów mało czasu, więc coś na szybko... Nie koniecznie zdrowo, ale za to smacznie :)
Placki serowe
Składniki
feta
tarty żółty ser (dwa
trzy rodzaje)
cebula pokrojona w kostkę
jajo
mąka
pieprz
olej
Wymieszać sery z jajem, cebulą, pieprzem. Dodać mąkę, by masa zgęstniała i aby dały się formować placuszki. Smażyć na gorącym oleju. No i oczywiście zjeść z apetytem, popijając chłodnym piwem :

Czwartek - znów mało czasu, więc danie expressowe, czyli do 30 minut w przygotowaniu...
Makaron z brokułami
Składniki
250 g włoskiego makaronu penne
300 g brokułów
50-80 ml oliwy
3 posiekane ząbki czosnku
spora szczypta kruszonego chilli
sól
świeżo mielony czarny pieprz
świeżo tarty parmezan
Nastawić osoloną wodę na makaron i ugotować al dente, zgodnie z instrukcją na opakowaniu. Łodygi brokułów obrać, pokroić w plastry, różyczki kwiatów podzielić. Rozgrzać patelnię, wlać oliwę. Kiedy będzie gorąca, wrzucić czosnek, chilli i łodygi brokułów, smażyć i mieszać przez 3 minuty. Dodać różyczki kwiatów, smażyć i mieszać. Po chwili dolać 3 łyżki wody z makaronu, mieszać, zostawić na chwilę pod przykryciem.
W tym czasie odcedzić makaron, dodać na patelnię z brokułami, zamieszać. Makaron podawać posypany pieprzem i parmezanem.

Piątek - hmm, pójdę na łatwiznę i na obiad wybiorę się do knajpki (hihihi)

Sobota - o dziwo wolna, no prawie, bo tylko godzina zajęć z dorosłymi i to w dodatku rano, więc dużo czasu na przygotowanie czegoś dobrego...
Babka ziemniaczana (wersja osobista)
Składniki
1 kg ziemniaków
200 g pieczarków
laska kiełbasy - np. zwyczajnej
300 g sera żółtego
cebula
2 papryki - każda innego koloru
2 jajka
śmietana 12% kwaśna do zalewy
mąka, sól, pieprz do smaku
Ziemniaki zetrzeć, nadmiar skrobi odcedzić. Dodać jajko, 2 łyżki mąki - jak będzie ciasto zbyt rzadkie dodać jeszcze łyżkę mąki. Sól, pieprz do smaku.
Ciasto wyłożyć do nasmarowanej tłuszczem blaszki do pieczenia.
Na patelni zeszklić pokrojoną w kostkę cebulę, dodać następnie pokrojone w talarki pieczarki i pokrojoną w kostkę kiełbasę - wszystko razem podsmażyć, a następnie odcedzić nadmiar wody z pieczarek.
Podsmażone pieczarki z cebulą i kiełbasą rozkładamy równomiernie na ziemniakach.
Paprykę kroimy w paski i układamy na pieczarkach. Całość przykrywamy startym serem.
Śmietanę rozbełtujemy z jajkiem i wylewamy równomiernie na starty ser. Wszystko zapiekamy w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez około godzinę... Spożywamy z schłodzonym piwem :)

Niedziela - szykuje się robocza, więc skorzystam z tego, że zostanie mi babka z soboty. Odsmażę ją i obiad mam jak ta lala...

Kolejne menu już za tydzień :)

poniedziałek, 8 marca 2010

3.29 Maanam

Tak mnie coś dzisiaj naszło na Maanam... Jestem ich fanem od... samego poczatku, jak tylko usłyszałem Korę. A było to jak mieszkałem jeszcze w Bydgoszczy - lata 1980-1982, czyli jakieś 27-29 lat temu...
Od tego się zaczęło...

a póżniej już poszło...

sobota, 6 marca 2010

3.28 Sadzimy las

Tak, sadzimy las i klikamy TUTAJ, aby większy urósł

3.27 Co łączy gawrona i sekretarzyk?

Byłem na Alicji... zabawny i zaczarowany film. Przepiękna muzyka, niesamowity dubbing (Figura jest boska). Przezabawne, zakręcone dialogi i w ogóle, cały zakręcony jak tylko może być film o Alicji, która trafiła do Krainy Czarów podążając za białym króliczkiem... Aha i jeszcze najważniejsza sprawa... Co łączy gawrona i sekretarzyk?






czwartek, 4 marca 2010

3.26 MCP "Belfast"

Kebab, bolące gardło i MCP "Belfast" = ...








i na koniec cos dla milusińskich... fragment mojej ulubionej bajki :D
do obejrzenia na Youtube :D

poniedziałek, 1 marca 2010

3.25 Weekend

Należy zaliczyć do udanych z dwóch, a może 3 powodów...
Po pierwsze odpocząłem, mimo pracy w niedzielę...
Po drugie idzie wiosna!
Po trzecie byłem w operze na "Carmen"...

Cóż mogę powiedzieć o spektaklu... Nie był wyjątkowy, ale nie był też najgorszy. Carmen nie radziła sobie ze swoją rolą. Frasquita miała o wiele lepszy głos, zresztą nie tylko ona, Mercédès i Micaëla też ją wokalnie przyćmiły, a tak być nie powinno... W piątkowym i niedzielnym spektaklu Carmen kreowana była przez Irinę Pietrovą (a ja niestety byłem w sobotę) – znakomity mezzosopran, której macierzystym teatrem jest Akademicki Teatr Opery i Baletu w Dniepropietrowsku. No ale cóż, nie można mieć wszystkiego... Najważniejsze, że towarzystwo z którym byłem było doborowe. Już nie mogę się doczekać marcowej Traviaty.