Należy zaliczyć do udanych z dwóch, a może 3 powodów...
Po pierwsze odpocząłem, mimo pracy w niedzielę...
Po drugie idzie wiosna!
Po trzecie byłem w operze na "Carmen"...
Cóż mogę powiedzieć o spektaklu... Nie był wyjątkowy, ale nie był też najgorszy. Carmen nie radziła sobie ze swoją rolą. Frasquita miała o wiele lepszy głos, zresztą nie tylko ona, Mercédès i Micaëla też ją wokalnie przyćmiły, a tak być nie powinno... W piątkowym i niedzielnym spektaklu Carmen kreowana była przez Irinę Pietrovą (a ja niestety byłem w sobotę) – znakomity mezzosopran, której macierzystym teatrem jest Akademicki Teatr Opery i Baletu w Dniepropietrowsku. No ale cóż, nie można mieć wszystkiego... Najważniejsze, że towarzystwo z którym byłem było doborowe. Już nie mogę się doczekać marcowej Traviaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz