Puk, puk.
- Kto tam?
- Chandra!
- Spier*****! Nikogo nie ma w domu!
Tak się czułem przez ostatnich kilka dni. W dodatku musiałem iść dzisiaj do pracy. Do nowej pracy. Dostałem kilka godzin w Świętej Szkole i na domiar złego okazało się, że nie mają odpracowanego poniedziałku. Więc rano musiałem zwlec się z wyra i pojechać nauczać...
Wieczorem odwiozłem chrześniaka na trening, a w drodze powrotnej ze stadionu wstąpiłem z siostrą do Focusa oblookać piekielne machiny do kuchni. Ona chciała kupić sobie robota kuchennego, ja expres do kawy. Summa summarum ani ja, ani ona nic takiego nie kupiliśmy, ale zwiedzanie tej świątyni mamony zajęło nam sporo czasu...
A na ścisk i ból żołądka wywołany chandrą, która chyba przez okno mi wlazła, na szczęście pomogła mi melisa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz