wtorek, 31 marca 2009
2.24 Zaklinacz słów
Wybrałem się w niedzielę do kina. Film przecudnej urody, oparty na powieści Bernharda Schlinka "Zaklinacz słów". Trzymało mnie po nim do dzisiaj...
"Lektor", bo o tym filmie dzisiaj, jest to hipnotyzująca historia pełnej tajemnic miłości, której akcja toczy się w powojennych Niemczech. Hanna - oskarowa Kate Winslet - udziela pomocy Michaelowi Bergowi (David Kross), który zasłabł na ulicy, wracając ze szkoły. W ten sposób krzyżują się losy młodego wrażliwego ucznia i pięknej, choć starszej od niego kobiety, którą jest zafascynowany od pierwszej chwili. To przypadkowe spotkanie staje się początkiem namiętnego romansu, zakończonego nagłym i tajemniczym zniknięciem kobiety.
Mija osiem lat. Michael jest studentem prawa i śledzi procesy nazistowskich zbrodniarzy. W tych właśnie, jakże odmiennych, okolicznościach spotyka ponownie swoją dawną kochankę. Hanna oskarżona jest o popełnienie odrażających zbrodni…
sobota, 21 marca 2009
2.23 Carpe Diem
"Komory, karaoke, zasilacze, odtwarzacze, konsole, druty, roboty, modemy, telefony, depilatory, wibratory, masturbatory, ejakulatory, dojarki, miniaturowe systemy ziemia-niebo-ziemia". Wyliczeniem zabytków kultury materialnej rozpoczął się na deskach Teatru Polskiego spektakl Ewy Wycichowskiej i Polskiego Teatru Tańca z Poznania pod tytułem "Carpe diem".
Do czego odnosi nas tytuł spektaklu - Carpe diem? Do postulatu cieszenia się chwilą, wysuwanego już w starożytności i kontynuowanego przez stulecia. Chwytaj dzień, dopóki nie uleci... Żyjemy w natłoku, w nadmiarze, w wodospadzie słów, które nas zalewają. Coraz częściej stawiane są obok siebie głębokie uczucia i mechaniczne reakcje. Recytująca tekst Kobieta (Iwona Pasińska) chodzi wzdłuż sceny w żółtych gumiakach, dzierżąc worek ziemi. Szuka miejsca, by usypać kurhan. Czyj to grób? - pytanie pojawia się już na samym początku spektaklu. Obok niej tańczą "do siebie" dwie młode dziewczyny. Z rulonów czarnej podłogi do tańca rozwijają się kolejni tancerze.
W kolejnej scenie mężczyzna w czerwieni ciągnie za sobą grupę tancerzy. Dwóch jego towarzyszy okleja taśmą kolegę. To parodia spętania strojem baletowym.
Oszczędna scenografia "Carpe diem" pozwala skupić się na emocjach ciała, na ruchu. To wykonawcy muszą zorganizować sobie przestrzeń, opanować ją, skierować uwagę widza na ciało.
Pojawia się mężczyzna w garniturze, wraca wyliczanka przedmiotów. Tancerze ustawiają się jak do zdjęcia. Z góry, z lewej strony widowni, pada snop mocnego światła, jak w jaskini, jak w ciemnym lochu. "Bądź mi kobietą, damą, lafiryndą" - powtarza trzykrotnie Pasińska i puentuje: "wiedźmą". Być dla mężczyzny wiedźmą - Kobieta wypowiada skryte pragnienia mężczyzn. Dwóch z nich pojawia się na scenie z czerwonymi szmatkami. Rozpoczyna się corrida - wabienie wybranek czerwienią, wielkie polowanie na kobiety. W następnej scenie za trzema konstrukcjami z przezroczystymi, foliowymi parawanami znajduje się troje ludzi. Wyglądają na zahibernowanych, jakby ktoś celowo umieścił ich za bryłą lodu. Tu niemożliwy staje się jakikolwiek ruch, jakiekolwiek porozumienie. Z postaciami skontrastowano tańczącą parę z przodu sceny. Na proscenium robi się niezmiernie gorąco, w tle zaś lodowato.
Przy dźwiękach jednostajnej, natrętnej muzyki wkraczają tancerki w tandetnych, jaskrawych perukach, w zwiewnych, tiulowych strojach. Są jak figurki w katarynce. Na ich ubraniach umieszczono kody kreskowe. Są jak współczesne nastolatki - identyczne.
Kobieta wymienia dwanaście kręgów. Jedenasty krąg - "kiedy dwoje staje się jednym", gdy dochodzi do połączenia - to miłość. Dwunasty "to krąg wieczności - początek i koniec w jednym". Po zakreśleniu kręgów, między tańczącymi kobietą i mężczyzną pojawia się zalążek czułości.Nagle ona odrywa się od niego. Wkracza lekki, kuglarski motyw muzyczny, rodem z Mahlera, z "Amarcord" czy "La Strady" Felliniego. Scena rozświetla się na różowo. Słychać śmiechy, tancerze bawią się w berka, sypie się konfetti. Brakuje tylko konferansjera. Wyraźny sygnał: to, co współcześnie pragnie uchodzić za kulturę, ma w rzeczywistości znamiona cyrku, klaunady, biesiady, taniej rozrywki. Nagle wszyscy uczestnicy rozkosznych igraszek padają na podłogę. Wchodzi biała para. Tancerze powstają, po raz kolejny zmieniają układy, pozują, jakby znaleźli się przed obiektywem. Zaraz jednak powraca pusta zabawa, na scenie unosi się dym, zewsząd słychać okrzyki i śmiechy. Na koturnach wchodzą kolejne solaryczne dziewczęta w różowych perukach. Scena przypomina teraz scenografię koncertu Ich Troje lub prowincjonalny pokaz mody. Show wieńczą kolejne ustawienia do zdjęć wdzięczących się do widzów tancerzy. "Szanowni działacze kultury, drodzy przyjaciele - czyta z kartek urzędowym tonem Kobieta - my, krajowi przedsiębiorcy, ogrzejemy was". Przemowa w którymś momencie zmienia się w agresywny bełkot: "Rośnij duży, okrąglutki, sto lat, sto lat, szacuneczek!". Tekst czyta jeszcze dwukrotnie: po francusku i angielsku. Otaczający ją komedianci intonują pieśń w żałobnej tonacji. I zaczyna być nieco zbyt patetycznie. Po wypowiedzeniu "s'il vous plait" Kobieta ostrym ruchem rzuca kartki na scenę. Wraz z resztą tancerzy zwraca twarz ku jasnemu promieniowi. Ku słońcu? Po chwili zbita grupka tancerzy powoli cofa się ku tyłowi sceny, w mrok. Końcowa sekwencja, apel do polityków parających się kulturą, staje się sarkastyczną, mocną kodą. "Chwytaj dzień", bo nie wiadomo, co przyniesie Ci jutro.
Do czego odnosi nas tytuł spektaklu - Carpe diem? Do postulatu cieszenia się chwilą, wysuwanego już w starożytności i kontynuowanego przez stulecia. Chwytaj dzień, dopóki nie uleci... Żyjemy w natłoku, w nadmiarze, w wodospadzie słów, które nas zalewają. Coraz częściej stawiane są obok siebie głębokie uczucia i mechaniczne reakcje. Recytująca tekst Kobieta (Iwona Pasińska) chodzi wzdłuż sceny w żółtych gumiakach, dzierżąc worek ziemi. Szuka miejsca, by usypać kurhan. Czyj to grób? - pytanie pojawia się już na samym początku spektaklu. Obok niej tańczą "do siebie" dwie młode dziewczyny. Z rulonów czarnej podłogi do tańca rozwijają się kolejni tancerze.
W kolejnej scenie mężczyzna w czerwieni ciągnie za sobą grupę tancerzy. Dwóch jego towarzyszy okleja taśmą kolegę. To parodia spętania strojem baletowym.
Oszczędna scenografia "Carpe diem" pozwala skupić się na emocjach ciała, na ruchu. To wykonawcy muszą zorganizować sobie przestrzeń, opanować ją, skierować uwagę widza na ciało.
Pojawia się mężczyzna w garniturze, wraca wyliczanka przedmiotów. Tancerze ustawiają się jak do zdjęcia. Z góry, z lewej strony widowni, pada snop mocnego światła, jak w jaskini, jak w ciemnym lochu. "Bądź mi kobietą, damą, lafiryndą" - powtarza trzykrotnie Pasińska i puentuje: "wiedźmą". Być dla mężczyzny wiedźmą - Kobieta wypowiada skryte pragnienia mężczyzn. Dwóch z nich pojawia się na scenie z czerwonymi szmatkami. Rozpoczyna się corrida - wabienie wybranek czerwienią, wielkie polowanie na kobiety. W następnej scenie za trzema konstrukcjami z przezroczystymi, foliowymi parawanami znajduje się troje ludzi. Wyglądają na zahibernowanych, jakby ktoś celowo umieścił ich za bryłą lodu. Tu niemożliwy staje się jakikolwiek ruch, jakiekolwiek porozumienie. Z postaciami skontrastowano tańczącą parę z przodu sceny. Na proscenium robi się niezmiernie gorąco, w tle zaś lodowato.
Przy dźwiękach jednostajnej, natrętnej muzyki wkraczają tancerki w tandetnych, jaskrawych perukach, w zwiewnych, tiulowych strojach. Są jak figurki w katarynce. Na ich ubraniach umieszczono kody kreskowe. Są jak współczesne nastolatki - identyczne.
Kobieta wymienia dwanaście kręgów. Jedenasty krąg - "kiedy dwoje staje się jednym", gdy dochodzi do połączenia - to miłość. Dwunasty "to krąg wieczności - początek i koniec w jednym". Po zakreśleniu kręgów, między tańczącymi kobietą i mężczyzną pojawia się zalążek czułości.Nagle ona odrywa się od niego. Wkracza lekki, kuglarski motyw muzyczny, rodem z Mahlera, z "Amarcord" czy "La Strady" Felliniego. Scena rozświetla się na różowo. Słychać śmiechy, tancerze bawią się w berka, sypie się konfetti. Brakuje tylko konferansjera. Wyraźny sygnał: to, co współcześnie pragnie uchodzić za kulturę, ma w rzeczywistości znamiona cyrku, klaunady, biesiady, taniej rozrywki. Nagle wszyscy uczestnicy rozkosznych igraszek padają na podłogę. Wchodzi biała para. Tancerze powstają, po raz kolejny zmieniają układy, pozują, jakby znaleźli się przed obiektywem. Zaraz jednak powraca pusta zabawa, na scenie unosi się dym, zewsząd słychać okrzyki i śmiechy. Na koturnach wchodzą kolejne solaryczne dziewczęta w różowych perukach. Scena przypomina teraz scenografię koncertu Ich Troje lub prowincjonalny pokaz mody. Show wieńczą kolejne ustawienia do zdjęć wdzięczących się do widzów tancerzy. "Szanowni działacze kultury, drodzy przyjaciele - czyta z kartek urzędowym tonem Kobieta - my, krajowi przedsiębiorcy, ogrzejemy was". Przemowa w którymś momencie zmienia się w agresywny bełkot: "Rośnij duży, okrąglutki, sto lat, sto lat, szacuneczek!". Tekst czyta jeszcze dwukrotnie: po francusku i angielsku. Otaczający ją komedianci intonują pieśń w żałobnej tonacji. I zaczyna być nieco zbyt patetycznie. Po wypowiedzeniu "s'il vous plait" Kobieta ostrym ruchem rzuca kartki na scenę. Wraz z resztą tancerzy zwraca twarz ku jasnemu promieniowi. Ku słońcu? Po chwili zbita grupka tancerzy powoli cofa się ku tyłowi sceny, w mrok. Końcowa sekwencja, apel do polityków parających się kulturą, staje się sarkastyczną, mocną kodą. "Chwytaj dzień", bo nie wiadomo, co przyniesie Ci jutro.
niedziela, 15 marca 2009
2.22 Zdjęcie tygodnia wg gazety.pl vol. 3
Tym razem sam wybrałem te zdjęcia. A skoro mała zmiana zasad, to nie będę przyznawał też miejsc. Wszystkie zdjęcia są autorstwa Anny Bedyńskiej i można je znaleźć w bardzo fajnym artykule, który ukazał się w Wyborczej.
sobota, 14 marca 2009
2.21 Dziś święto Pi!
Wisława Szymborska - "Wielka liczba"
Podziwu godna liczba Pi
Wszystkie jej dalsze cyfry też są początkowe,
pięć dziewięć dwa ponieważ nigdy się nie kończy.
Nie pozwala się objąć sześć pięć trzy pięć spojrzeniem
osiem dziewięć obliczeniem
siedem dziewięć wyobraźnią,
a nawet trzy dwa trzy osiem żartem, czyli porównaniem
cztery sześć do czegokolwiek
dwa sześć cztery trzy na świecie.
Najdłuższy ziemski wąż po kilkunastu metrach się urywa
podobnie, choć trochę później, czynią węże bajeczne.
Korowód cyfr składających się na liczbę Pi
nie zatrzymuje się na brzegu kartki,
potrafi ciągnąć się po stole, przez powietrze,
przez mur, liść, gniazdo ptasie, chmury, prosto w niebo,
przez całą nieba wzdętość i bezdenność.
O, jak krótki, wprost mysi, jest warkocz komety!
Jak wątły promień gwiazdy, że zakrzywia się w lada przestrzeni! A tu dwa trzy piętnaście trzysta dziewiętnaście
mój numer telefonu twój numer koszuli
rok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty trzeci szóste piętro
ilość mieszkańców sześćdziesiąt pięć groszy
obwód w biodrach dwa palce szarada i szyfr,
w którym słowiczku mój a leć, a piej
oraz uprasza się zachować spokój,
a także ziemia i niebo przeminą,
ale nie liczba Pi, co to to nie,
ona wciąż swoje niezłe jeszcze pięć,
nie byle jakie osiem,
nieostatnie siedem,
przynaglając, ach, przynaglając gnuśną wieczność
do trwania.
To są tylko fragmenty tego, co można przeczytać w Wyborczej - gorąco polecam
Podziwu godna liczba Pi
Wszystkie jej dalsze cyfry też są początkowe,
pięć dziewięć dwa ponieważ nigdy się nie kończy.
Nie pozwala się objąć sześć pięć trzy pięć spojrzeniem
osiem dziewięć obliczeniem
siedem dziewięć wyobraźnią,
a nawet trzy dwa trzy osiem żartem, czyli porównaniem
cztery sześć do czegokolwiek
dwa sześć cztery trzy na świecie.
Najdłuższy ziemski wąż po kilkunastu metrach się urywa
podobnie, choć trochę później, czynią węże bajeczne.
Korowód cyfr składających się na liczbę Pi
nie zatrzymuje się na brzegu kartki,
potrafi ciągnąć się po stole, przez powietrze,
przez mur, liść, gniazdo ptasie, chmury, prosto w niebo,
przez całą nieba wzdętość i bezdenność.
O, jak krótki, wprost mysi, jest warkocz komety!
Jak wątły promień gwiazdy, że zakrzywia się w lada przestrzeni! A tu dwa trzy piętnaście trzysta dziewiętnaście
mój numer telefonu twój numer koszuli
rok tysiąc dziewięćset siedemdziesiąty trzeci szóste piętro
ilość mieszkańców sześćdziesiąt pięć groszy
obwód w biodrach dwa palce szarada i szyfr,
w którym słowiczku mój a leć, a piej
oraz uprasza się zachować spokój,
a także ziemia i niebo przeminą,
ale nie liczba Pi, co to to nie,
ona wciąż swoje niezłe jeszcze pięć,
nie byle jakie osiem,
nieostatnie siedem,
przynaglając, ach, przynaglając gnuśną wieczność
do trwania.
To są tylko fragmenty tego, co można przeczytać w Wyborczej - gorąco polecam
czwartek, 12 marca 2009
2.20 Oby tak dalej...
sobota, 7 marca 2009
środa, 4 marca 2009
2.18 Alpy górą!
Światek nauczycielski plotkami stoi. Niby to tacy wykształceni, niby to kształtują i formują przyszłe pokolenia, a jak co do czego przyjdzie, to tępota i ciemnogród.
Na naszej klasie umieściłem kilka fotek z mojego pobytu na feriach. Czasami dla zwały daje podpisy pod zdjęciami w języku niemieckim. I tym razem też tak było. Jedno ze zdjęć, na którym widnieję jako "zawodowy" narciarz ma podpis Winterferien in Ostpreussen. Oczywiście moje drogie koleżanki i koledzy oblookali je dokładnie i... poszły ploty - Sidi był na nartach! I to gdzie, w Austrii! W Alpach!
Taa trzy razy, bo za moją nauczycielską pensję, przy kredytach za mieszkanie i nie tylko mógłbym sobie pozwolić na narciarskie szaleństwa w Alpach! A najzabawniejsze jest to, że te plotki rozpuszczała m.in. koleżanka, która uczy niemieckiego. Otóż kochaniutka - Ostpreussen to nic innego jak Prusy Wschodnie. A jak wiadomo wszem i wobec Prusy Wschodnie, to dzisiejsze Warmia i Mazury! A że za moimi plecami mam reklamę Boscha... No cóż zostawię to bez komentarza... Alpy górą!
Na naszej klasie umieściłem kilka fotek z mojego pobytu na feriach. Czasami dla zwały daje podpisy pod zdjęciami w języku niemieckim. I tym razem też tak było. Jedno ze zdjęć, na którym widnieję jako "zawodowy" narciarz ma podpis Winterferien in Ostpreussen. Oczywiście moje drogie koleżanki i koledzy oblookali je dokładnie i... poszły ploty - Sidi był na nartach! I to gdzie, w Austrii! W Alpach!
Taa trzy razy, bo za moją nauczycielską pensję, przy kredytach za mieszkanie i nie tylko mógłbym sobie pozwolić na narciarskie szaleństwa w Alpach! A najzabawniejsze jest to, że te plotki rozpuszczała m.in. koleżanka, która uczy niemieckiego. Otóż kochaniutka - Ostpreussen to nic innego jak Prusy Wschodnie. A jak wiadomo wszem i wobec Prusy Wschodnie, to dzisiejsze Warmia i Mazury! A że za moimi plecami mam reklamę Boscha... No cóż zostawię to bez komentarza... Alpy górą!
Subskrybuj:
Posty (Atom)