niedziela, 13 czerwca 2010

3.70 Gioconda


Niespodziewanie poszedłem wczoraj do opery. Tym razem Gioconda. Spektakl, którego libretto oparto na podstawie powieści Victora Hugo - Angelo, tyran Padwy.
Gioconda - niezależnie od bardzo różnych ocen krytyków - jest największym dziełem Amilcare Ponchiellego, cenionym i lubianym przez publiczność oraz śpiewaków.
Bydgoski spektakl należny do jednych z najciekawszych i wart polecenia. Na uwagę szczególnie zasługują dwie główne role żeńskie. Tytułowa Giconda, kreowana przez Katarzynę Nowak-Stańczyk i jej sceniczna rywalka Laura - Darina Gapicz. Obie panie ewidentnie wybijają się w tym przedstawieniu. Niestety Edward Kulczyk, kreujący Enza, nie obudził we mnie takiego zachwytu, jak Adam Woźniak (Barnaba). Enzo w tej czwórce wyśmienitych śpiewaków wypada blado. Kolejną rzeczą, która mnie zachwyciła jest scenografia autorstwa Marka Chowańca. Dość ascetyczna i z aktu na akt coraz bardziej zaskakująca.
Na koniec zostawiłem sobie wisienkę na tym torcie. Mianowicie balet. Tancerze w tym przedstawieniu mają dwa wielkie wejścia. Wszyscy oczywiście zachwycają się Tańcem Godzin, który jest bezsprzecznie najlepszym momentem tej opery, szczególnie wzmocnionym strojami i scenografią - po wczorajszym wykonaniu, tancerze otrzymali długotrwałą owację, która wstrzymała na dłuższą chwilę występ... Ale mój zachwyt wzbudził karnawał! Wesoły, rubaszny i zaskakujący artyzmem wykonania prze solistę.
Zresztą twórcom całej opery udało się po troszę przenieść nas w atmosferę renesansu. Gorąco polecam.


Brak komentarzy: