Przez ostatni rok pełniłem funkcję dyrektora jednej z bydgoskich szkół dla dorosłych. Myślałem, że jestem do tego stworzony, niestety życie mnie zweryfikowało i zrezygnowałem z tej zaszczytnej funkcji.
W szkołach prywatnych, szczególnie w konglomeratach dla dorosłych, w których uczą wszystkiego, na co tylko jest popyt, panuje jedna zasada - dyrektor zatrudnia nauczycieli według swojego uznania, byle spełniali podstawowe wymagania. Zatrudnia się więc wszystkich znajomych i przyjaciół króliczka. Oczywiście ja również uległem tej pokusie - w końcu byłem dyrektorem, miałem władzę. Zatrudniałem jak leciało - wszystkich swoich kumpli i kumpele. Niestety zatrudniłem kilka osób pochopnie. Moim głównym grzechem było zaufanie jakim te osoby obdarzyłem. Miałem nadzieję, że skoro zatrudniam najlepszych kolegów mogę im zaufać i nie muszę ich kontrolować jak małe dzieci. Okazało się co innego. Rolowali mnie na całego, wiec głównego prowodyra się pozbyłem.
Po mojej rezygnacji szkołę przejął nowy dyrektor, który nie omieszkał skorzystać z świętego "prawa króliczka" i nie podpisał umów z dwoma nauczycielami, zatrudniając swoich znajomych.
Jeden ze "zwolnionych" nauczycieli wpadł w taki szał, że zaczął pisać zażalenia prawie do samego Pana Boga, jaka to mu się krzywda stała - robiąc przy okazji z siebie totalnego kretyna...
Mnie zszokowało to zachowanie, ponieważ miałem jak dotąd o tej osobie bardzo dobre mniemanie, no ale cóż nie znałem jej aż tak dobrze. Jedna nauka jaka popłynęła, to to, że powinienem być bardziej ostrożny jeżeli chodzi o ufność wobec nowych znajomych... Niestety człowiek uczy się na błędach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz