poniedziałek, 29 grudnia 2008

1.33 Szczęśliwego Nowego Roku

Święta szybko minęły i człowiek teraz zabiegany szykuje się do tej jedynej nocy w roku, która mu przypomina, że znów jest się o rok starszym, że w diabły poszły zeszłoroczne postanowienia itp. Ale przypominanie w tę noc jest miłe...
Znów będziemy snuć plany co do noworocznych postanowień, przynajmniej większość z nas robi listę takich postanowień. Ja też należę do tej większości i wiem, że znów mało co z niej zrealizuję. W tym roku więc podjąłem decyzję, że będzie tylko jedno postanowienie - będę szczęśliwy i to jak cholera szczęśliwy, czego wszystkim życzę. :DD

SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU
_$$$$$____$$$_____$$$____$$$$$
$$$$$$___$$$$$___$$$$$__$$$_$$$
$$__$$__$$$_$$__$$$_$$__$$$_$$$
____$$__$$$_$$$_$$$_$$$_$$$_$$$
___$$___$$$_$$$_$$$_$$$_$$$$$$$
__$$_$$_$$$_$$$_$$$_$$$__$$$$$
_$$$$$$_$$$_$$$_$$$_$$$___$$$
$$$$$$$__$$$$$___$$$$$___$$$
_________$$$$_____$$$$__$$$
*
•۞•°*”˜ ˜”*°•۞•°*”˜ ˜”*°•۞•*.*´¨)
¸.•´¸.•*´¨)
.•´,•*´¨)¸.•*¨)
¸.•´¸.•*´¨).•*´¨)
(¸.•´ (¸.•` * ¸.•´¸.•*´¨)
::::::°::::::::o::::°:::::o°:::O::°::::
::::::::°::::°:::::::::o::°::::°::::::
::::°:o::::::::°::::o::°:°:::o::°::::
...~~~~~~~~/...~~~~~~~~/
....~~~~~~~/.....~~~~~~~/
.....~~~~~~/.......~~~~~~/
......~~~~~/.........~~~~~/
.......~~~~/...........~~~~/
........~~~/.............~~~/
.........~~/...............~~/
..........~/.................~/
...........||..................||
...........||..................||
...........||..................||
...........||..................||
...........||..................||
......./******........./******.

poniedziałek, 15 grudnia 2008

1.30 2. PWF - Mamma Mia! Czyli na pohybel pajacom...

Och te moje tytuły... Ale cóż postanowiłem sobie zrobić dzisiaj
2. Poniedziałkowy Wieczór Filmowy, na który wybrałem Mamma Mia!, aby poprawić sobie humor po dniu pracy.
Poziom wqr****** dawno nie osiągnął u mnie tak wysokiego pułapu jak dzisiaj. Od grudnia zeszłego roku pisaliśmy projekty unijne. Jakoś w maju, czy czerwcu przyszła decyzja, że nasz projekt nie przeszedł. A dzisiaj się dowiedziałem, że jednak przeszedł, tylko jakimś cudem moja osoba została z niego wykreślona. No ale cóż, czego mógłbym się spodziewać po tej "fajnej" szkole, a raczej moich kolegach. Czego się nie robi dla mamony... Albo z zemsty za to, że się kiedyś zwolniło pewnego nieroba, który teraz się odegrał. Wojować nie będę, bo projekt jest realizowany od września, a mnie widocznie od samego początku w nim nie przewidywano...
I miej tu człowieku inwencję do dalszej twórczej pracy. Krótko mówiąc: Na pohybel pajacom
Aby rozładować tę złą energię, postanowiłem obejrzeć dzisiaj coś wesołego, wybór był prosty - Mamma Mia!



"Mamma Mia!" jest jak podstarzała hipiska: średnio urodziwa, ubrana we wdzianka z poprzedniej epoki i trochę tandetna. Wszystkie te cechy unieważnia jednak urok osobisty dzieła – wystarczy posiedzieć w jego towarzystwie parę minut, a noga sama zaczyna tupać z ekscytacji, zaś na twarzy pojawia się uśmiech od ucha do ucha. I tak do samego końca...

Czy mogło być inaczej, skoro inspiracją i główną treścią scenicznego pierwowzoru filmu były piosenki szwedzkiego zespołu ABBA, w których swego czasu zakochało się pół świata? Moja Matka do dziś wspomina prywatki przy winie, gdy z głośników magnetofonu sączyły się jedwabiste dźwięki "Dancing Queen" i "Gimme, Gimme, Gimme!'". Jeszcze dwa tygodnie przed polską premierą "Mamma Mia!" wyczytałem, że jego ścieżka dźwiękowa zyskała u nas status złotej płyty, sprzedając się w 10-tysięcznym nakładzie. Nie ma rady – czeka nas nowe (stare) szaleństwo do upadłego.

Musical Phyllidy Lloyd jest kiczem, ale tak rozkosznym, iż przez palce nie może mi przejść jakaś złośliwa obelga. To może napiszę coś o fabule? Rzecz dzieje się na bajecznej wyspie u wybrzeży Grecji, gdzie mieszka sobie Donna (wspaniała Streep) ze swoją dorastającą córą Sophie (Seyfried). Dziewczyna właśnie się zakochała i postanowiła wyjść za mąż. Problem w tym, że nie wie, kto jest jej ojcem. Dwie dekady wcześniej (film rozgrywa się chyba w latach 80. - pocztówkowe wspominki upstrzone są dziećmi-kwiatami z czasów rewolucji 68') Donna miała romans z trzema facetami (Brosnan, Skarsgard, Firth), ale żaden ze związków nie zakończył się hasełkiem "żyli długo i szczęśliwie". Któryś z panów (aktualnie statecznych bogaczy) użyczył nasienia przy spłodzeniu Sophie. Tylko który?! Aby rozwikłać tę zagadkę rezolutna małolata rozsyła zaproszenia na swój ślub samczemu tercetowi, który zjawia się na wyspie w komplecie.

Sprawa ojcostwa, choć z początku wydaje się sednem filmu, zostaje rozwiązana zgodnie z zasadami Flower Power. Dużo ciekawsza wydaje się historia weteranów wolnościowego zrywu, którzy dziś ugrzęźli w okowach zwykłego życia. Weselna impreza staje się okazją do ostatniej zabawy na całego, by potem ustalić priorytety i przyjemnie zgnuśnieć. Młodzi powinni za to szaleć do upadłego – kochać się, podróżować po świecie, tańczyć i śpiewać... oczywiście piosenki ABBY. Twórczość skandynawskiej grupy nie zestarzała się ani trochę. Jej rozrywkowy potencjał jest tak silny, że współczesna scena pop może się schować w krzakach.

Nie mam zamiaru już nic więcej napisać. "Mamma Mia!" jest u nas hitem i jest to równie pewne jak kolejna edycja "Tańca z gwiazdami". Z tą różnicą, iż w filmie Lloyd są prawdziwe gwiazdy. Chociaż czasami fałszują.

niedziela, 14 grudnia 2008

1.29 Wszystkim życzymy takiego kryzysu...

Święta coraz bliżej. To jest aksjomat. Natomiast sprawą dyskusyjną - przynajmniej dla mnie - jest sprawa domniemanego kryzysu. Otóż dzisiaj, po zajęciach na WSHE podjechałem do Auchan, aby zakupić płyn do spryskiwaczy, bo mi się wypryskał. To co tam zobaczyłem przyprawiło mnie o zawrót głowy... Po pierwsze miałem ogromne problemy ze znalezieniem wolnego miejsca na parkingu,
a miejsc parkingowych w Bydgoszczy przy Auchan jest około tysiąca. Jak mi się w końcu udało zaparkować moją Renatkę, udałem się na zakupy... Gdy wszedłem na halę, przeżyłem istny szok... Tasiemcowe kolejki do stoisk, które obsługiwane są przez ekspedientki, nie wspominając wężyków przy kasach. Tysiące ludzi się między półkami. Miałem ogromny problem, aby spokojnie, nie przeciskając się, przejść do stoiska z pieczywem. W końcu, gdy udało mi się włożyć do koszyka to, co zamierzałem kupić, czekała mnie kolejna niespodzianka - odstanie swojego w kolejce do kasy.
Wybrałem Kasę Miłą - w nadziei, że tam będzie szybciej, poza tym są to kasy do 15 artykułów. Zanim udało mi się dotrzeć do kasy i zapłacić odstałem w kolejce 40 minut. A to i tak było szybko :)
Rozumiem, że rozpoczął się gorący okres przed świętami. Rozumiem, że Polacy zaczęli wydawać talony, które otrzymali na święta, ale nikt mnie nie przekona, że mamy jakiś poważny kryzys gospodarczy. Kryzys, to my mieliśmy w latach 80-tych, teraz według mnie jest to tylko zachwianie gospodarcze... A na Pomorzu już biało...



Do Świąt pozostało 10 dni :D

niedziela, 30 listopada 2008

1.26 To co tygryski lubią najbardziej, czyli niedzielne śniadanka...

Po tym jak zainicjowałem PWF*, postanowiłem dzisiaj rozpocząć drugi cykl Coś na Ząb (CnZ).
Ze względu, że cykl ten rozpoczynam w niedzielę, zaczniemy od niedzielnego śniadania :D.
Moja propozycja na dziś to:

Jajko na miękko

Jest to danie, które wymaga szczególnej
uwagi, gdyż w łatwy sposób można
je zepsuć i otrzymać Jajko Na Twardo,
a to nie jest naszą intencją.

Do przygotowania będzie nam potrzebne:
Świeże jajko.

Sól kuchenna (nie za wiele).

Garnuszek, łyżeczka, kieliszek (lub jak nie jesteśmy studentem -
zwykła podstawka do jajka), kuchenka.
Oraz ewentualnie kromka krojonego chleba na "zagrychę".

Czynności zasadnicze:
Do garnuszka wsypujemy łyżeczkę soli - zapobiegnie to
rozlaniu się jajka, gdyby podczas gotowania pękła skorupka.
(białko się ścina)
Lejemy wody na tyle, żeby mogła zakryć jajko. Wstawiamy na kuchenkę, wkładamy jajko
i czekamy,aż woda zacznie wrzeć. Gotujemy DWIE-TRZY minuty.
Jeżeli się zagapimy, może się okazać, że otrzymaliśmy Jajko Na Twardo.
Kiedy zakończymy gotowanie, ostrożnie, przez ścierkę łapiemy
garnuszek i wstawiamy go do zlewu, zalewając zimną wodą.
Kiedy już woda jest letnia, uderzamy łyżeczką w jajko tak,
żeby spowodować pęknięcia - obieramy do połowy ze skorupki,
wstawiamy do kieliszka (wersja studencka), bądź podstawki -
opcjonalnie, dla tych, którzy lubią, po zjedzeniu czubka jajka,
można żółtko posypać odrobiną soli. Spożywamy zagryzając
kromką krojonego chleba.

SMACZNEGO!



* PWF - Poniedziałkowe Wieczory Filmowe

sobota, 22 listopada 2008

1.24 Nabucco

Nic tak nie cieszy, jak wpadki artystów na scenie... Wczorajszego wieczora postanowiłem się odchamić i poszedłem do opery. W repertuarze - Nabucco.
Cały przejęty, aby się nie spóźnić dotarłem do świątyni dźwięku i śpiewu.
Spektakl można uznać za przyzwoity, chociaż na kolana nie powalał. Fakt było kilku śpiewaków, których słuchało się z zapartym tchem, ale niestety nie byli to wszyscy główni soliści.
Z przyjemnością słuchało się Jacka Greszta (Zachariasz), Halinę Fularę-Dudę (Abigail), Bartłomieja Tomakę (Arcykapłan Baala) i Victorię Vatuninę (Anna). Niestety reszta była na przeciętnym poziomie. Sam Nabucco (Rafał Songan) śpiewał tak jakby miał poważny problem z wymową, w niektórych partiach miałem wrażenie, że facet sepleni. W dodatku, w każdej scenie, w której występował miał jakąś wpadkę, a to prawie spadł z rydwanu, a to nie mógł wydobyć miecza z pochwy, a to pokazywał swoje zielone ohydne ochraniacze na kolana... Jak wychodził na scenę człowiek zaczynał bardziej interesować się tym jaką wpadkę będzie miał tym razem, niż jego występem...
Zachwycała natomiast gra orkiestry pod kierunkiem Macieja Fingasa.
Reasumując spektakl można obejrzeć, jeżeli nie ma się nic ciekawszego do roboty w domu.

niedziela, 16 listopada 2008

1.22

Listopad… Cudownie, melancholijnie, mokro… Uwielbiam te porę roku. Mimo, że niesie za sobą groźbę chandry (tak jak ostatnio :D), ale było minęło. Nie ma nic przyjemniejszego jak jesienny wieczór z lampką wina, a wczesna pora nocna z kubkiem gorącej czekolady i fajna książką… Ot jesień, jesień, jesień…

Leopold Staff Deszcz jesienny

O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

Wieczornych snów mary powiewne, dziewicze
Na próżno czekały na słońca oblicze...
W dal poszły przez chmurną pustynię piaszczystą,
W dal ciemną, bezkresną, w dal szarą i mglistą...
Odziane w łachmany szat czarnej żałoby
Szukają ustronia na ciche swe groby,
A smutek cień kładzie na licu ich miodem...
Powolnym i długim wśród dżdżu korowodem
W dal idą na smutek i życie tułacze,
A z oczu im lecą łzy... Rozpacz tak płacze...

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

Ktoś dziś mnie opuścił w ten chmurny dzień słotny...
Kto? Nie wiem... Ktoś odszedł i jestem samotny...
Ktoś umarł... Kto? Próżno w pamięci swej grzebię...
Ktoś drogi... wszak byłem na jakimś pogrzebie...
Tak... Szczęście przyjść chciało, lecz mroków się zlękło.
Ktoś chciał mnie ukochać, lecz serce mu pękło,
Gdy poznał, że we mnie skrę roztlić chce próżno...
Zmarł nędzarz, nim ludzie go wsparli jałmużną...
Gdzieś pożar spopielił zagrodę wieśniaczą...
Spaliły się dzieci... Jak ludzie w krąg płaczą...

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

Przez ogród mój szatan szedł smutny śmiertelnie
I zmienił go w straszną, okropną pustelnię...
Z ponurym, na piersi zwieszonym szedł czołem
I kwiaty kwitnące przysypał popiołem,
Trawniki zarzucił bryłami kamienia
I posiał szał trwogi i śmierć przerażenia...
Aż, strwożon swym dziełem, brzemieniem ołowiu
Położył się na tym kamiennym pustkowiu,
By w piersi łkające przytłumić rozpacze,
I smutków potwornych płomienne łzy płacze...

To w szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
I światła szarego blask sączy się senny...
O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny...

poniedziałek, 10 listopada 2008

1.20 Nikogo nie ma w domu!

Puk, puk.
- Kto tam?
- Chandra!
- Spier*****! Nikogo nie ma w domu!

Tak się czułem przez ostatnich kilka dni. W dodatku musiałem iść dzisiaj do pracy. Do nowej pracy. Dostałem kilka godzin w Świętej Szkole i na domiar złego okazało się, że nie mają odpracowanego poniedziałku. Więc rano musiałem zwlec się z wyra i pojechać nauczać...
Wieczorem odwiozłem chrześniaka na trening, a w drodze powrotnej ze stadionu wstąpiłem z siostrą do Focusa oblookać piekielne machiny do kuchni. Ona chciała kupić sobie robota kuchennego, ja expres do kawy. Summa summarum ani ja, ani ona nic takiego nie kupiliśmy, ale zwiedzanie tej świątyni mamony zajęło nam sporo czasu...
A na ścisk i ból żołądka wywołany chandrą, która chyba przez okno mi wlazła, na szczęście pomogła mi melisa...

poniedziałek, 27 października 2008

1.18 1. PWF

Postanowiłem w końcu zacząć oglądać filmy, które tak skrupulatnie skupowałem przez ostatni rok, aby je w wakacje obejrzeć. Niestety nie było mi dane ich według misternie opracowanego planu zobaczyć, ponieważ człowiek się starzeje i czasami dopada go ten Niemiec, co mu wszystko chowa, bądź tez zbyt dużo masła je i ma coraz większą sklerozę. Krótko mówiąc wybierając się na miesięczny letni wypoczynek na Mazury zapomniałem zabrać ze sobą wcześniej spakowanych filmów.
Zainaugurowałem dzisiaj 1. Poniedziałkowy Wieczór Filmowy. Na pierwszy ogień poszły dwa filmy: Step Up Taniec zmysłów i Step Up 2 The Streets.
Oba filmy, to filmy muzyczne lecz bardzo różniące się od siebie. Step Up 2 w żadnym razie nie jest kontynuacją pierwszej części. Jedyne co te dwa filmy łączy to miejsce, w którym się rozgrywają, a mianowicie ulice Baltimore i Akademia Muzyki i Tańca.
W Tańcu zmysłów główny bohater Tyler w skutek konfliktu z prawem trafia z woli sądu do Akademii Muzyki i Tańca, gdzie musi odpracować społecznie zasądzoną mu karę. Zjawia się tam jako gniewny outsider z wiadrem i mopem w garści, lecz nie przypadkiem ujawnia swoje talenty taneczne przed Norą, która jest pod wrażeniem popisów street dancera postanawia uczynić go swym partnerem. Oboje zauważają, że podczas treningów i jak i po za nimi zaczyna ich coś łączyć. Dzięki uczuciu Tylera do Nory, chłopak zaczyna wierzyć, że może zmienić swoje życie.
W The Streets Andie jest wyjątkowo utalentowaną tancerką, która jednak po śmierci mamy wpada w złe towarzystwo: wiąże się z gangiem 410, który co roku wygrywa na nielegalnym konkursie tanecznym „The Streets”. Opiekunka Andie, która ma dość wybryków podopiecznej chce ją odesłać do Teksasu, jednak daje jej jeszcze jedną szansę: dziewczyna zostanie w Baltimore, jeśli zerwie z gangiem i pójdzie do Akademii Muzyki i Tańca. Andie, której początkowo ciężko jest się przystosować do nowych warunków postanawia jednak wziąć udział w „The Streets”, a pomaga jej w tym nowy znajomy, zbuntowany brat dyrektora Akademii – Chase Collins.
Krótko mówiąc, duuuuużo fajnej muzyki i jeszcze lepszych układów tanecznych. Gorąco polecam i oczywiście oba filmy wskakują na listę To warto zobaczyć, to watro przeczytać, tego warto posłuchać...

Step Up Taniec zmysłów


Step Up 2 The Streets

sobota, 25 października 2008

1.16Kylie Minouge

1987 r.



2008 r.

1.15 Die Einkaufen und die fotografische Sitzung

Jak większość mieszkańców Polandii w sobotę i ja postanowiłem uprawiać shopping. Skłoniło mnie do tego otrzymanie zaległego, mocno wyczekanego, wynagrodzenia. Jak mawia moja znajoma Pani Prokurator - poszedłem ponieść koszty uzyskania przychodu.
I co się okazało - miałem duży problem, aby te koszty ponieść. To co chciałem sobie kupić było tylko w witrynach sklepowych a w obrocie detalicznym niedostępne, inne rzeczy były zbyt drogie (taniej dostane te same artykuły na Allegro). Ale żeby nie było w końcu udało mi się wydać trochę grosza. Otóż nabyłem drugą część filmu Stup Up oraz zakupiłem oryginalną wersję programu antywirusowego Panda Antivirus Pro 2009.
Po nie bardzo udanych zakupach poszedłem troszeczkę popstrykań zdjęć. Taki standarcik: Mostowa, Stare Miasto... I tu spotkała mnie niespodzianka. Otóż na Starym Mieście, jak tam dotarłem, właśnie zaczynała się inscenizacja odbijania Bydgoszczy z rąk Szwedów.



A po Szwedach zrobiłem kilka innych fotek :D

wtorek, 21 października 2008

1.14 Niecodzienny koncert

1.13 Gdzie są fani Edyty Górniak?!

Szperając dzisiaj, w ramach zasłużonego wypoczynku po całym dniu pracy, na YouTube trafiłem na oto takie cudo...
Przykład tego, co można zrobić dla swojego idola... (uwaga wymagana jaka taka znajomość języka angielskiego)


niedziela, 19 października 2008

1.12 A królowa Bona nie żyje!

Na krótko przed atakiem Hitlera na Polskę Stalin był gotów przesunąć potężne siły pod granicę polsko-niemiecką, ale Wlk. Brytania i Francja nie były zainteresowane wejściem z nim w pakt - pisze "Sunday Telegraph". Tygodnik powołuje się na odtajnione w Moskwie sowieckie dokumenty, których kopie widział [...]
Powyższy obrazek to link do całości tego artykułu w Gazecie Wyborczej :D.

Prawdę mówiąc nie dziwię się rządowi brytyjskiemu i francuskiemu, że takiej propozycji nie przyjęli, a tym bardziej polskiemu też bym się nie zdziwił, gdyby odmówił.
Sytuacja geopolityczna Polaków w 1939 r. była fatalna, zresztą była fatalna od 1918 r.
Czy cokolwiek byśmy zyskali na tym, że "bratnia" Armia Czerwona wkroczyłaby do Polski. NIE! Stalibyśmy się 6 lat wcześniej państwem satelitarnym, o ile Stalin by nie postąpił z nami tak jak
z Pribaltiką. Zachód może by się uratował, ale Polacy byliby wyniszczeni w tym samym stopniu.
Czytając komentarze pod tym artykułem zauważyłem, że niektórzy uważają, że okupacja sowiecka byłaby lepsza. Otóż NIE! NIE BYŁABY LEPSZĄ! Do dzisiaj mord katyński w Rosji nie jest uznany za ludobójstwo, wymordowanie Ukraińców i innych nacji, też Rosjanie nie uważają za ludobójstwo. Więc niech mi nikt nie wmawia, że okupacja sowiecka byłaby lepszą! Miliony Słowian zostały wymordowane, zanim Hitler napisał Mein Kampf, zanim Rosenberg, Streicher czy Goebbels zdążyli wygłosić pierwsze przemówienia. Rosyjskie gułagi pracowały pełną parą jeszcze zanim powstały hitlerowskie kacety. Żydów masowo mordowano w Rosji zanim jeszcze pojawiły się pierwsze prześladowania w Niemczech. Wprawdzie nie z pobudek rasowo-etniczno-religijnych tylko z pobudek ekonomicznych (tak zwana "walka klasowa").
Jedyną szansą na powstrzymanie Hitlera mogła być planowana przez Piłsudskiego wojna prewencyjna z Niemcami na początku lat 30-tych XX wieku, ale niestety plan ten nie miał poparcia Francji i Wielkiej Brytanii, które nie chciały wzmocnienia Polski. Poza tym nie możemy gdybać.
Jedyne czego możemy być pewni, to tego, że Zachód nie chciał sojuszu z Stalinem, Zachód w ogóle nie kwapił się do jakiegokolwiek sojuszu, ponieważ a nóż będzie musiał wziąć udział w walkach - widać postawę Brytyjczyków i Francuzów po 3 września 1939 r. (Sitzkrieg). Po prostu Zachód do wojny we wrześniu był nieprzygotowany...

piątek, 10 października 2008

1.11 Złodzieje z APR*

Pojechałem wczoraj z moją Renatką do lekarza (czyt. mechanika). Pierwszy na liście był gorąco polecany przez koleżankę z pracy nieduży zakład naprawczy przy Fordońskiej 355. Niestety nie byli w stanie pomóc mojej Renatce, ponieważ nie mieli niezbędnych części, które musieliby sprowadzać z APR, więc koszt naprawy byłby dość duży. Pan Mechanik przeprowadził natomiast diagnozę komputerową (za którą nic nie zapłaciłem), która wykazała, że padł czujnik poziomu rozrządu. Pan Mechanik polecił mi, abym pojechał do APR, tam z pewnością poradzą sobie z moja usterką. Więc z ogromnym bólem serca udałem się do APR przy ul. Modrzewiowej.
Przyjął mnie bardzo kompetentny Pan z Biura Obsługi Klienta (Pan BOK1). Zaraz na samym początku poinformował mnie, że diagnoza komputerowa będzie mnie kosztowała 80 PLN.
Po długim namyśle zdecydowałem się zostawić tam moją Renatkę. Po niespełna kwadransie dostałem telefon od Pana BOK1, że koszt wymiany czujnika, wraz z czujnikiem wyniesie 265 PLN plus 600 PLN za wykasowanie błędów w komputerze pokładowym. Jak to usłyszałem szczęka prawie mi opadła na ziemię. Grzecznie podziękowałem i nie wyraziłem zgody na wykonanie usługi.
Po dotarciu do pracy siadłem przed komputerem i poszukałem zakładu, który jest w stanie dobrze i w miarę tanio mi Renatkę wyleczyć. I udało się! Zakład ABS Renault Serwis przy Hetmańskiej. Umówiłem się na dzień następny, czyli na dzisiaj.
Cały zabieg na Renatce trwał 2 godziny, a koszty - 70 PLN za czujnik, 30 PLN usługa i 80 PLN wykasowanie błędów z komputera.
Renatka zdrowa ;-)

*APR - Autoryzowany Partner Renault

środa, 8 października 2008

1.10 Pies ogrodnika, a raczej jego sssuka

Przez ostatni rok pełniłem funkcję dyrektora jednej z bydgoskich szkół dla dorosłych. Myślałem, że jestem do tego stworzony, niestety życie mnie zweryfikowało i zrezygnowałem z tej zaszczytnej funkcji.
W szkołach prywatnych, szczególnie w konglomeratach dla dorosłych, w których uczą wszystkiego, na co tylko jest popyt, panuje jedna zasada - dyrektor zatrudnia nauczycieli według swojego uznania, byle spełniali podstawowe wymagania. Zatrudnia się więc wszystkich znajomych i przyjaciół króliczka. Oczywiście ja również uległem tej pokusie - w końcu byłem dyrektorem, miałem władzę. Zatrudniałem jak leciało - wszystkich swoich kumpli i kumpele. Niestety zatrudniłem kilka osób pochopnie. Moim głównym grzechem było zaufanie jakim te osoby obdarzyłem. Miałem nadzieję, że skoro zatrudniam najlepszych kolegów mogę im zaufać i nie muszę ich kontrolować jak małe dzieci. Okazało się co innego. Rolowali mnie na całego, wiec głównego prowodyra się pozbyłem.
Po mojej rezygnacji szkołę przejął nowy dyrektor, który nie omieszkał skorzystać z świętego "prawa króliczka" i nie podpisał umów z dwoma nauczycielami, zatrudniając swoich znajomych.
Jeden ze "zwolnionych" nauczycieli wpadł w taki szał, że zaczął pisać zażalenia prawie do samego Pana Boga, jaka to mu się krzywda stała - robiąc przy okazji z siebie totalnego kretyna...
Mnie zszokowało to zachowanie, ponieważ miałem jak dotąd o tej osobie bardzo dobre mniemanie, no ale cóż nie znałem jej aż tak dobrze. Jedna nauka jaka popłynęła, to to, że powinienem być bardziej ostrożny jeżeli chodzi o ufność wobec nowych znajomych... Niestety człowiek uczy się na błędach.

niedziela, 5 października 2008

1.9 Forum motoryzacyjne

Zaniepokojony unieruchomieniem mojej pięknej Renaty postanowiłem poczytać forum motoryzacyjne. Wpisując w wszechwiedzące Google objawy mojej Renatki naczytałem się wielu ciekawych rzeczy, ale najprawdopodobniej padł mi czujnik położenia wału - brzmi to dla mnie tak samo obco jak język niemiecki dla moich uczniów :D. Tym razem mam nadzieje, że będzie mniej bolało niż ostatnio. Jutro Renatka jedzie do "doktora". Za pralkę i kran wezmę się wkrótce ;-)

1.8 Prawo serii

Sam tego doświadczyłem. Pierwszy padł mi kran w kuchni, następnie pralka, a na końcu samochód. Wracając wczoraj z zakupów zapaliła się moja "ulubiona" lampka - lampka kontrolna oczyszczania spalin. Ostatnio jak zaczęła się palić naprawa kosztowała mnie 350 PLN, jestem ciekaw ile teraz ubędzie mi w portfelu... Niech mi nikt nie mówi, ze prawo serii nie działa...

środa, 1 października 2008

1.7 Jesień przyszła

Pada, ciągle pada... Nadeszła pora roku, którą lubię - mogę siąść wtedy wieczorem z książką, ciepłą herbatą - najlepiej z odrobiną cynamonu i sobie poczytać... Jesień sprawia, że zwalniam. Życie płynie jakby leniwiej, mam na wszystko czas. Lubie tę porę roku, ponieważ jest melancholijna. I co z tego, że pada. Mam dach nad głową. Zimno... to też nie problem. Jesień jest tajemnicza, magiczna. Uwielbiam jesień na Mazurach. Zresztą za półtora tygodnia jadę do krainy Kułaka...

niedziela, 28 września 2008

1.6 Podróż do Portu Gotów...

Zaczęła się bardzo ciekawie. Jak co rano Renata nie chciała odpalić... do tego mgła, dość gęsta, idealna pogoda jak na podróż do Portu Gotów...
Blaupunkt miał mnie zaprowadzić najkrótszą drogą do punktu pośredniego, którym miał być skansen parowozów w Kościerzynie. Więc ruszyłem... W drodze do Kościerzyny trafiłem do Tlenia (przypomniał mi się pamiętny biwak, podczas którego zostało wylane 20 litrów alkoholu), Czerska, Wdzydz Tucholskich (urocza letniskowa miejscowość, będę musiał kiedyś tam się wybrać na dłużej). Aż w końcu dotarłem na miejsce - Kościerzyna Skansen.

SiDi w raju


Z Kościerzyny ruszyłem do celu mojej wyprawy - do Portu Gotów... pogoda się poprawiła - mgła opadła - aż miło było jechać. Po jakiejś godzinie dotarłem do celu. Dawno tu nie byłem, jakieś 8 lat... Miasto bardzo ładne - zawsze takie było, widok morza - bezcenny ;-)
Głównym powodem mojego wyjazdu było gryzące mnie sumienie - postanowiłem odwiedzić swojego chrześniaka, którego nie widziałem właśnie 8 lat. No i odwiedziłem - chłop jak dąb, inteligentny, zabawny (wrodził się w ojca chrzestnego - hihihi)... sumienie uspokojone. Niesamowite, przegadałem z nim pół nocy... Ja to mam szczęście do synów - chrzestnych :D. Postanowiłem częściej tu bywać...


czwartek, 25 września 2008

1.5 Mały-Wielki Człowiek

Mając 13 lat minąłem go na ulicy w Olsztynie. Wtedy było to dla mnie coś fascynującego - ja maluczki mijam gwiazdę polskiej sceny. Z tym, że ta gwiazda wydała mi się bardzo niziutka. Tak Mieczysław Fogg był niski. Znałem utwory, które wykonywał z radia, telewizji..., ale nigdy mnie nie fascynowały. Moje muzyczne fascynacje oscylowały w bardzo różnych kierunkach, a Fogg poszedł w zapomnienie. Nawet nie lubiłem jego muzyki. Aż do przedziwnego melanżu, który został niedawno wydany, a mianowicie Cafe Fogg.
Zainteresowałem się tym albumem, bo przeczytałem o nim u Padre na blogu, bo obejrzałem kilka filmików na YouTube, bo w końcu stwierdziłem, że powinienem mieć tę płytkę w swojej dyskografii. Może troszeczkę ze snobizmu, może z tęsknoty za byciem trzynastolatkiem, który mija Fogga - gwiazdę na ulicach Olsztyna... Sam już nie wiem. Zrujnowałem się. Szczególnie teraz przed pierwszym i wydałem 36.99 PLN... i mam. Słucham w samochodzie, maltretuje sąsiadów... Siostra przesłuchawszy tę płytę chce kupić ją mamie na urodziny ;-) - czyli zarażam nią, tak jaki i ja się zaraziłem słuchając Wielkiego Fogga w nowej aranżacji...

poniedziałek, 15 września 2008

1.4 Serial oglądam...

Koniec sezonu letniego... Koniec moich ulubionych seriali, tzn. koniec ich codziennej emisji. Gdzieś tam będą emitowane kolejne odcinki nowych sezonów, z tym, że nie codziennie, ale to już nie to samo. Na szczęście jest jeszcze tzw drugi obieg, czyli P2P, kopalnia seriali, których nasze rodzime stacje (nie wliczając tych płatnych) nie zakupują, a które robią furorę za oceanem i nie tylko.


4400

Gotowe na wszystko

Queer as folk
Bracia i siostry

Mad Man
Las Vegas
Eli Stone

środa, 10 września 2008

1.3 San Marino - Polska 0:2

Meczu Polski nie widziałem i nie żałuję, ale dwa lata temu oglądałem mecz Niemcy - San Marino... Wynik? 13:0 - nic dodać, nic ująć wynik dzisiejszego meczu i tego sprzed roku, mówi wszystko o stanie naszej piłki nożnej...

czwartek, 4 września 2008

1.1 Karmel! Ciastko! Czekolaaaaaaaaaaada!

Bydgoszcz.
Chyba czas zacząć zostawiać po sobie jakiś ślad w postaci moich przemyśleń... Jak to bywa zawsze na początku roku szkolnego są tzw lekcje organizacyjne, bądź jak kto woli wprowadzające. Otóż przeprowadziłem dzisiaj aż sześć takich zajęć. Tłumaczę, wyjaśniam przestraszonym pierwszakom, co będę próbował im wpoić. Oprócz tego próbuje im zdradzić kilka szczegółów
z okresu mojej edukacji, aby tak do końca się nie bali i doszli do wniosku, że nauczyciel to też człowiek ;-)
Pracuję w jednej z lepszych bydgoskich szkół, po tym jak zlikwidowali moją macierzystą placówkę, czyli nieodżałowaną Odzieżówkę :-(
Różnica między szkołami kolosalna – nie tylko jeżeli chodzi o wyposażenie szkół, ale również 
o młodzież, z którą pracuję. Praca w Odzieżówce nauczyła mnie przede wszystkim w uczniu widzieć człowieka, a nie tylko produkt edukacyjny.  Niestety spora część moich obecnych kolegów i koleżanek ma z tym problem... Tu pracuje z bardzo mądrymi dzieciakami, mobilizuje mnie to oczywiście i kręci jak diabli, prawdę mówiąc, to tylko dzięki nim się jakoś w tej szkole trzymam – dzięki nim lubię tam pracować...
A tak nawiasem mówiąc uwielbiam ciaska z karmelem w czekoladzie ;-)